wtorek, 25 czerwca 2013

Zawieszenie bloga

Hej ;)
Ta notatka zdecydowanie nie będzie zaliczać się do najmilszych. Zaliczyłabym ją bardziej do pożegnalnych. No ale dobra, powracam do tego co miałam w tym poście umieścić. A więc z przykrością stwierdzam, że zawieszam bloga na czas nieokreślony. Napisałabym, że robię to z powodu braku czasu i było by po wszystkim, ale to nie załatwia sprawy. Można powiedzieć, że przez problemy prywatne nie mam kompletnie głowy do pisania. Z góry przepraszam wszystkich, którzy czytali moje opowiadanie. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie.To tyle ode mnie. Żegnajcie.
Kocham;**

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 4 ;)



W środku było trochę jakiegoś zielska i dwa skręty. Od razu domyśliłam się, że to marihuana. Zdziwiłam się, że Em pali, ale jednocześnie wystraszyło mnie to, że wciągnęła się w ten nałóg. Popatrzyłam w jej stronę. Widać było, że już nie śpi. Usiadłam na rogu łóżka i zapytałam ją:
- Jak długo palisz już to świństwo?- dotychczas odwrócona do mnie plecami Emily podniosła się i usiadła twarzą do mnie.
-To… to nie moje.
- Przecież mi możesz powiedzieć co nie?
- Nie umiesz zrozumieć tego, że to nie jest moje?!- krzyknęła na mnie moja przyjaciółka.
- Nie wkurzaj się na mnie o to, że pytam. Po prostu martwię się o ciebie. Nie chcę abyś zrobiła coś czego potem będziesz żałować.
-No ja wiem- po moich słowach trochę się uspokoiła. Było mi przykro, że nie potrafi mi tego powiedzieć prosto w oczy.. Przecież nigdy nie zrobiłabym czegoś co by jej mogło zaszkodzić. Jest moją przyjaciółka i chcę dla niej jak najlepiej. – An naprawdę musisz mi uwierzyć że ta trawka nie jest moja.
- To w takim razie czyja?
- No ten… no wiesz…
- Dobra streszczaj się.
- Jason’a.
- Kto to?
- Mój chłopak- powiedziała po czym od razu spuściła głowę. Fajnie, że dopiero teraz dowiaduję się, że ma chłopaka. Dlaczego ona nie potrafi mi zaufać? Zawsze mówiłyśmy sobie o wszystkim, a od pewnego czasu ona tak jakby odsunęła się ode mnie, nie chce mi już niczego mówić. Wszystko przede mną ukrywa.
- Em dlaczego mi o nim nie powiedziałaś? Dlaczego ciągle coś przede mną ukrywasz?
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje. 
- Wręcz przeciwnie. To jest bardzo proste.
- Jason nie jest z naszej szkoły. On ma problemy. Jego ojciec jest alkoholikiem, a matka się zabiła. Ni jest mu w życiu łatwo. Dał mi tą marihuanę do przetrzymania aby ojciec nie znalazł tego u niego. Ale ja go kocham ponad wszystko i staram mu się pomóc. Próbuję wyciągnąć go z tego nałogu.
- To dlatego tak się ostatnio ode mnie oddaliłaś. Poświęcałaś mu większość czasu.
- Tak, ale zrozum, że on mnie potrzebuje.
- Ja też cię potrzebuję- zachowałam się jak egoistka. Chciałabym aby to mi Em poświęcała cały swój cenny czas. Muszę przyjąć do wiadomości to, że w życiu mojej przyjaciółki pojawił się chłopak i on także potrzebuje jej uwagi. Bardzo trudno będzie mi się z tym oswoić, bo zawsze miałam ją tylko dla siebie. Ale pomimo wszystko cieszę się, że znalazła sobie kogoś. Mam nadzieję, że dzięki niej Jason odzwyczai się od tego złego nawyku.
Przegadałyśmy chyba całą noc. Od dłuższego czasu nie gadało nam się tak dobrze. Mogłybyśmy jeszcze rozmawiać przez najbliższe kilka godzin, ale niestety Emily musiała iść do szkoły, a ja zostałam w pokoju. Podczas jej nieobecności odwiedził mnie Nathan. Przyniósł z sobą jakiś horror i masę jedzenia. Od razu postanowiliśmy zobaczyć film. Gdy film już się rozpoczął usiadłam obok Nat’a na łóżku. Po chwili siedziałam wtulona w niego ze strachu. On widząc to przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich strasznie wkurzony Rixon. Gdy nas zauważył wpadł w szał. Podszedł do chłopaka, złapał go za koszulkę i wyniósł na korytarz. Zaczął mu grozić, że jeśli jeszcze raz zobaczy go jak się przy mnie kręci to, że go zabije. Nathan kompletnie się tym nie przejmował. Zachowywał się tak jakby znał Rixona od dawna i wiedział, że nie byłby do tego zdolny. Ciągłe kpiny z strony Nat’a powodowały u niego coraz większą furię. Podniósł rękę i z całej siły przyłożył Nathanowi z pięści w twarz. Chłopak osunął się na ziemię zalewając się krwią. Chciałam do niego podejść, ale Rixon złapał mnie i wepchnął z powrotem do pokoju i zamknął drzwi od zewnątrz. Uderzałam w nie pięściami z całej siły, ale nie przynosiło to żadnego skutku.
* Z perspektywy Emily*
Czuję się okropnie. Tak wiele rzeczy ukrywam przed Andreą. Ona jest dla mnie jak siostra, ale nie wiadomo czemu nie potrafię się przed nią otworzyć. Chciałabym jej powiedzieć o wszystkim, ale nie mogę. To wszystko jest zbyt skomplikowane. Nie zrozumiałaby tego. Najbardziej boję się tego, że jeśli powiem jej o tych wszystkich sprawach to…
-Ej uwarzaj!- usłyszałam głos Jason’a na którego właśnie wpadłam. Przez to całe moje rozmyślanie nawet go nie zauważyłam.- Nie powinnaś być czasem w szkole?
- Jason. Nie zauważyłam Cię przepraszam. No tak powinnam być, ale wolałam przyjść tutaj. Wolałam przyjść do ciebie.
- Coś się stało?
- Andrea znalazła pudełko. Powiedziałam jej o nas.
- Em miałaś nikomu o nas nie mówić. Dobrze wiesz, że jeśli rozejdzie się wiadomość, że jestem w tym mieście będę miał poważne kłopoty.
- Ona nikomu nie powie. Jestem tego pewna.
- Czy mówiłaś jeszcze komuś?
- Nie.
- Na pewno?
- Tak.
- Dobra. W takim razie chodź, pójdziemy na jakiś spacer.
Przez pół dnia chodziliśmy bez celu po ulicach Los Angeles. Nie wiedziałam nawet która godzina bo zostawiłam telefon w pokoju. Dopiero gdy zaczęło się już ściemniać postanowi łam pójść do domu. Zbliżając się do pokoju zobaczyłam jakieś czerwone plamy na podłodze. Nie byłam pewna co to jest, więc skierowałam się do drzwi. Były zamknięte. Sięgnęłam po klucze i otworzyłam je. W środku było ciemno tak jakby tutaj nikogo nie było. Po oświeceniu światła zauważyłam skuloną na łóżku Andreę.
Była cała zapłakana i wystraszona.
- Ej mała, co się stało?
- Nathan… on… on tam leżał- gdy to mówiła cała drżała.
- Gdzie?!-
-Naprzeciwko pokoju.
Wyszłam na korytarz i rozejrzałam się dookoła. Przecież tutaj nikogo nie ma. Te plamy na ziemi… to pewnie krew. Ale co się tutaj wydarzyło? Dlaczego Andrea jest cała roztrzęsiona? Czy ona mogłaby mu coś zrobić? Wiele razy byłam świadkiem agresywnego zachowania An, ale nigdy nie pomyślałam, że kiedyś może naprawdę zrobić krzywdę. Musiałam wyciągnąć z niej chociaż parę informacji. Było to bardzo trudne, bo ona nie chciała nic powiedzieć. Ciągle wpatrywała się w ścianę i co jakiś czas dostawała drgawek. Po chwili jednak z wielkim trudem wszystko mi opowiedziała. Byłam kompletnie zszokowana tym co właśnie usłyszałam. Cieszyłam się, że to nie sprawka An, ale nie potrafiłam uwierzyć, że Rixon tak po prostu wyciągnął Nathana z pokoju i go pobił. Jeżeli Andrea widziała Nathana jak leżał naprzeciwko pokoju to gdzie on teraz jest? Na pewno tak po prostu sobie nie wstał i nie poszedł do domu. Ktoś musiał go stąd zabrać, ale kto?  Nie miałam pojęcia. Mnóstwo pytań krążyła w mojej głowie a ja na żadne z nich nie znałam odpowiedzi.  Nagle silny wiatr otworzył niedomknięte okno. Wstałam, żeby je zamknąć. I wtedy zobaczyłam to.
***
Hej, hej ;)
Badziewny ten rozdział, wiem, ale chcieliście długi to proszę, postarałam się i jest. Nie jest może najdłuższy jaki mógłby być, ale zawsze coś ;)
Kolejny rozdział- 5 kom.
Mam nadzieję, że się zmotywujecie i będzie te 5 komentarzy ;)
 

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 3 ;)



Obudziły mnie głośne krzyki. Przez otwarte drzwi prowadzące na korytarz zobaczyłam biegające w jedną i drugą stronę wyraźnie podenerwowane pielęgniarki. Lekarze wyciągali pacjentów z sąsiednich sal. Poczułam zapach dymu. Gwałtownie zaczęłam obracać się w łóżku poszukując innych osób które leżały razem ze mną na sali. Byłam sama. Nie było tutaj ani jednej osoby, ani jednego łóżka. Tylko ja. Z wielkim trudem wstałam z łóżka. Mocne ukłucie w żebrach zmusiło mnie do podparcia się o szafkę nocną. Pomimo ogromnego bólu poszłam w stronę drzwi. Gwałtownie się zatrzymałam. Wystarczyłby jeszcze ruch a zostałabym staranowana przez uciekający w stronę wyjścia szpitalny personel. Gdy korytarz był już prawie pusty wyszłam z pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdowałam.  Najszybciej jak tylko mogłam zaczęłam iść w stronę wyjścia. Odwróciłam się za siebie. Zza ściany ognia na którą akurat patrzyłam wyłonił się cień mężczyzny. Podbiegłam w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Dlaczego te durne drzwi są zamknięte?! Przecież one zawsze powinny być otwarte! Szarpałam za klamkę ale to nic nie dało. Nagle usłyszałam strzał. Wszystko co mnie otaczało było we krwi. Na ziemi leżało czyjeś ciało, a nad nim stał mężczyzna z pistoletem wycelowanym prosto w moją głowę. I wtedy usłyszałam znajomy głos.
- Andrea! Mój boże, proszę obudź się!- był to głos Emily. Zerwałam się z łóżka i przytuliłam do przyjaciółki. – Nie strasz mnie już tak więcej. Myślałam, że zapadłaś w jakąś śpiączkę czy coś.
- Zabierz mnie stąd- powiedziałam jej cicho na ucho.
-Ale dlaczego? Co się dzieje- spojrzała na mnie zaniepokojona. Nie było czasu, aby jej o tym wszystkim opowiedzieć. Musiałam w tej chwili wyjść z tego okropnego miejsca. W głowie obmyśliła taki jakby plan ucieczki. Po tym jak przedstawiłam go Emily i po moich długich namowach zgodziła się. Wyszła z sali i po chwili wróciła z wózkiem inwalidzkim. Powoli pomogła mi na niego usiąść. Zaczęłam jechać w stronę windy. Zjechałyśmy na parter i wyszłyśmy ze szpitala. Cieszyłam się, że nikt nawet nie zauważył mojej ucieczki. Wzięłam telefon od Em i zadzwoniłam po taksówkę. Już po chwili zjawiła się w wskazanym przeze mnie miejscu. Gdy wsiadłam do środka obok mnie siedziała już zadowolona z siebie Em. Po niecałej godzinie  byłyśmy już w naszym pokoju. Zdjęłam z siebie te ohydne szpitalne ubranie i założyłam czarną bluzkę z napisem „ I’m not perfect. Sory” i jasne jeansy. Sięgnęłam po laptop i położyłam go sobie na kolanach. Pierwszą rzeczą która rzuciła mi się w oczy była wiadomość o pożarze szpitala. Czytając artykuł o tym zdarzeniu dowiedziałam się, że był to ten sam szpital w którym do niedawna jeszcze przebywałam. Gdybym tam została mogłabym już nie żyć. Pod notką widniał czerwony napis: „ W pożarze zginęły dwie osoby- nastoletni chłopak i dziewczyna. Sekcja zwłok obojga wykazała, że zginęli poprzez postrzelenie. Policja bada sprawę prawdopodobnego morderstwa i pożaru”
- Em chodź tu szybko- zawołałam moją przyjaciółkę, aby pokazać jej tą wiadomość. Czytając to moja przyjaciółka coraz bardziej wytrzeszczała oczy ze zdziwienia. Sama nie mogłam w to uwierzyć. Przecież to samo działo się w moim śnie. Tylko, że na miejscu tej dziewczyny byłam ja. Jakim cudem mój sen przerodził się w rzeczywistość?
- Skąd wiedziałaś, że to się stanie?
- To wszystko co się wydarzyło było w moim śnie. Miałam przeczucie, że coś się stanie, ale nie wiedziałam, że będzie to odzwierciedlać mój sen. Boże… gdybyśmy… gdybyśmy tam zostały…
- Najprawdopodobniej już byśmy nie żyły- powiedziała prawie przez łzy.
- Ta dziewczyna, która została postrzelona… w moim śnie to byłam ja. To mnie ten ktoś postrzelił.
- Chodź tutaj- powiedziała Emily i mocno mnie przytuliła. Z oczu ciągle leciały mi łzy. Potrzebowałam tego uścisku. Potrzebowałam JEJ.
Nie spałam prawie przez całą noc. Ciągle myślałam o tym moim śnie. Usłyszałam dźwięk mojego Iphona więc wstałam z łóżka i zaczęłam szukać go w torebce. Niestety go tam nie było. Przeszukałam prawie cały pokój i nadal nie wiedziałam gdzie jest. Postanowiłam obudzić moją współlokatorkę.
- Co jest?- powiedziała na wpół przytomna.
- Widziałaś może mój telefon?
- Tak. Chyba jest w moim plecaku.
Odsapnęłam tylko i wzięłam do ręki jej plecak. Musiałam wszystko wysypać z niego na łóżko, gdyż inaczej nigdy bym w nim nic nie znalazła. Gdy znalazłam już telefon zaczęłam wszystko pakować z powrotem. Nagle natrafiłam na jakieś metalowe pudełeczko. Wzięłam je do ręki i podeszłam do światła. W środku było…
****
Hej ;**
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba.
Bardzo przepraszam za opóźnienie, ale niestety brak weny
zmusił mnie do przesunięcia terminu dodania rozdziału.
A poza tym w ostatnim czasie miałam mnóstwo nauki.
No wiecie, w końcu jest już prawie koniec roku xd
Jeszcze raz bardzo was przepraszam.
 A tak jeszcze na koniec to błagam was- KOMENTUJCIE!
Wasze komentarze naprawdę motywują do działania, a ponadto
poprawiają humor ;)
Kolejny rozdział już niebawem ;D

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 2



W połowi drogi mój GPS tak po prostu się zepsuł.  Czemu akurat teraz? Byłam strasznie wkurzona, ale jakoś opanowałam swoje emocje i zatrzymałam się na poboczu. Wszędzie wokół mnie był las. Nie było tutaj ani jednej latarni, która choć troszkę sprawiałaby, że poczułabym się bezpieczniej. Rozglądając się ciągle dokoła coraz bardziej się bałam. Nie chciałam już dłużej wpatrywać się w ciemność, więc sięgnęłam po mapę. Nigdy się nią nie posługiwałam, więc miałam małe problemy z odnalezieniem się na niej. Wśród otaczającej mnie ciszy usłyszałam trzask, tak jakby ktoś nadepną na suchą gałąź. Momentalnie serce ze strachu zaczęło mi szybciej bić. Popatrzyłam w szybę i zamarłam w bezruchu. Ktoś stał po drugiej stronie drogi. Patrzył na mnie. Przekręciłam kluczyk w stacyjce, aby jak najszybciej stąd odjechać. Jak na złość mój samochód nie chciał odpalić. Kolejne próby także nie przyniosły żadnego efektu, a ten ktoś był coraz bliżej i bliżej. Poruszał się w niewiarygodnie szybkim tempie. Ani się nie spostrzegłam, a on już stał przy drzwiach samochodu. Nie wiedziałam co robić i w panice nacisnęłam przycisk zamykający wszystkie drzwi. Myślałam, że to choć na chwilę go zatrzyma. Sięgnęłam po torebkę i w pośpiechu wysypałam na fotel całą jej zawartość. Znalazłam telefon i wybrałam numer Emily. W tym momencie ta osoba wyrwała jednym ruchem ręki drzwi. Złapała mnie za ramię i wyciągła z samochodu. Zaczęłam się szarpać, kopać i starać się w jakikolwiek sposób wydostać z jego morderczego uścisku. Mój krzyk nie przyczynił się do tego jeszcze bardziej, wręcz przeciwnie, ten morderca czy kimkolwiek był zakrył mi ręką usta, abym nie potrafiła wydusić z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Próbował zaciągnąć mnie w stronę lasu, lecz ja starałam się stawiać jak największy opór, co raczej średnio mi wychodziło. Złapał mnie za szyję i zaczął mnie dusić. Byłam pewna, że zaraz umrę. Straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Nie potrafiłam się już bronić. Nagle zobaczyłam światła zbliżające się w moją stronę. Rozpędzony samochód uderzył we mnie i mordercę. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam był głośny, metaliczny huk, który przypominał dźwięk zderzających się samochodów.
Ocknęłam się czując okropny ból w żebrach. Jakiś młody chłopak pochylał się nade mną i ciągle powtarzał, że zaraz będzie tutaj pogotowie i że wszystko będzie dobrze. Znów zaczęłam odlatywać, ale on robił wszystko abym kolejny raz nie straciła przytomności. Po chwili zjawiła się karetka. Lekarze bardzo ostrożnie przenieśli mnie na nosze. Ciągle trzymałam tego chłopaka za rękę. Gdy ten zapytał czy może ze mną jechać, a oni wyrazili zgodę ambulans ruszył z miejsca i skierował się w stronę szpitala. Po dotarciu na miejsce od razu zabrano mnie na badania. Okazało się, że mam złamane kilka żeber, ale na szczęście nie doszło do żadnych powikłań. Potem przewieziono mnie na normalną salę.
- Co z tobą? Lekarze nie chcieli mi nic powiedzieć- zaczął ten chłopak, który nie opuszczał mnie nawet na krok.
- Mam złamane kilka żeber, ale to nic poważnego- mówiąc to uśmiechnęłam się lekko do niego.
- Uff… to dobrze. Bardzo się martwiłem. Nigdy bym sobie nie wybaczył, jeśli zginęłabyś przez moją głupotę.
- Co? Ale jak?
- No bo potrąciłem ciebie i twojego chłopaka. Nawet nie wiesz jak jest mi przykro z tego powodu. Ja… ja nie chciałem tego. Naprawdę. Uwierz mi.
- To nie był mój chłopak- opowiedziałam mu całą historię uwzględniając każdy najmniejszy szczegół. Tak w szczególności to cieszę się, że to wszystko tak się skończyło. Udało mi się znaleźć nawet kilka plusów tej mojej wycieczki do klubu między innymi poznałam ładnego i miłego chłopaka, oraz oczywiście jeszcze żyję- nie wiesz może przypadkiem co stało się z tym psychopatą? Nie chciałabym go więcej spotkać.
- Gdy was potrąciłem on zniknął. Tak po prostu. Nigdzie go nie było. Powinnaś zawiadomić policję.
- No nie wiem. A co jeśli on mnie znajdzie i tym razem zabije?
- Po pierwsze to nie pozwolę mu na to- złapał mnie za rękę i popatrzył mi w oczy. Poczułam, że się rumienię. Widząc to dokończył- A po drugie przecież on nie może być na wolności. Może zrobić krzywdę innym ludziom.
- No tak, masz rację. Zgłoszę to od razu po wyjściu ze szpitala.
- Przecież ja Ci się nie przedstawiłem. Idiota ze mnie! Jestem  Nathan.
- A ja Andrea. Bardzo miło mi cię poznać.
- Mi również milady- wziął mi rękę i pocałował ją.- Dobra, to ja już może pójdę, na pewno chcesz odpocząć.
- Nie, proszę, zostań. Mam do ciebie prośbę. Mógłbyś zadzwonić do mojej przyjaciółki? Chciałabym aby wiedziała.
- No pewnie.
Niecałą godzinę później zjawiła się Emily. Wbiegła cała roztargniona do sali i od razu zaczęła o wszystko wypytywać. Byłam już dość mocno zmęczona więc poprosiłam Nathana aby mnie wyręczył. Nawet nie zdążył dokończyć, gdy w drzwiach pojawił się lekarz.
- Przepraszam bardzo, ale będziecie musieli już opuścić salę. Godziny odwiedzin się już skończyły. Możecie przyjść jutro.
Em i Nathan posłusznie wyszli z sali, obiecując, że jutro też przyjdą. Nie chciałam ich jeszcze żegnać, no ale nic nie mogłam na to poradzić.  Dostałam jeszcze tylko mocne środki przeciw bólowe i położyłam się spać.
***
Hej ;*
Co sądzicie o tym rozdziale?
Ja osobiście uważam, że mogło być lepiej ;p
No ale opinię pozostawiam wam ;)
I błagam was- KOMENTUJCIE!
Każdy komentarz bardzo wiele dla mnie znaczy 
Kolejny rozdział w sobotę ;d
Buziaki ;**